22-06-2007 13:11
Fantazjowanie
W działach: Poza szufladą (metaszuflada) | Odsłony: 2
Człowiek pierwotny nie wiedział prawie nic o otaczającej go rzeczywistości. Człowiek współczesny wie o świecie jeszcze mniej.
Nasi (bardzo dużo pra)praprzodkowie mieli potrzebę znalezienia odpowiedzi na pytanie „co tu się wokół dzieje do cholery?” Zaczęli się rozglądać i zastanawiać.
Jeden z nich zobaczył mamuta. I pomyślał – rano jadłem mamuta. W południe jadłem mamuta. Wieczorem jadłem mamuta. Czuję się zdrowy i silny. „Chuda Stopa” przez długi czas nie jadł mamuta (właściwie to w ogóle głodował, ale nie komplikujmy) i zasnął na zawsze. To znaczy, że rano budzimy się dzięki mamutom. Może wszystko wokół – woda, pierzaste stwory, szablozębne zwierzaki, wszystko porusza się dzięki mamutom?
Nasz (dużo pra)praprzodek skoczył do góry krzycząc „WIEM!” i zaczął opowiadać wszystkim znajomym o tym, że wielki mamut stworzył świat i wszystko co nas otacza.
Tak powstały mity. Opowieści tłumaczące o co tu na ziemi chodzi. I prawie wszyscy byli szczęśliwi. Wiedzieli, że świat został stworzony przez mamuty i wszystko było jasne. W różnych grupach historyjki się zmieniały, ale ogólnie pustka w głowie była czymś wypełniona.
Lecz potem pojawili się tacy, którym mity nie wystarczały za odpowiedź. Zaczęli poszukiwać nowych wyjaśnień. Chcieli zrozumieć świat. Opisać go. Przy okazji wymyślali różne udogodnienia ułatwiające życie ich towarzyszom.
Działali przez tysiące lat. I tak nabroili, że dziś nikt nie rozumie otaczającej go rzeczywistości, a życie jest skomplikowane jak nigdy.
Dawniej wystarczyło umieć władać maczugą i wiedzieć, że mamut stworzył świat. I już znało się całą rzeczywistość ludzi.
Dziś trzeba poświęcić co najmniej pół życia by nauczyć się jako tako o małym wycinku tego co nas otacza. Nikt nie jest w stanie objąć tego wszystkiego, trzeba się specjalizować. Ciekawe czy już istnieją medycy, którzy zajmują się tylko leczeniem paznokcia z dużego palca lewej stopy?
Dawni ludzie byli w miarę samowystarczalni. To znaczy, też musieli trzymać się razem by przeżyć, ale większość rzeczy mogli zrobić samemu (przygotować broń, oprawić zwierzynę itd.).
Dzisiaj tych zadań jest tyle, że wydaje się, że każdy może ich wykonać coraz mniej (Nie można być jednocześnie: szewcem, cieślą, krawcem, rolnikiem, prawnikiem, fizykiem, hutnikiem, dentystą, inżynierem, kardiologiem, neurologiem, ortopedą, anestezjologiem, wymieniać dalej?).
Do pytań o sens istnienia dołączyły: „Dlaczego znów zawiesił mi się Windows?” „Na jakiej zasadzie działa ten opiekacz?” „Po co w tej ankiecie pytają mnie o ojca?” „Czemu ci ludzie śmieją się z tamtego opowiadania napisanego w XVI w. ?
Trzeba się coraz więcej uczyć – chociażby po to by dostać jakąś porządną pracę.
Ale spokojna nasza rozczochrana. Mądrzy ludzie znowu coś wymyślą by nam ułatwić życie. Już dziś nasza pamięć jest stuningowana przez komputery. Nie musimy się uczyć wszystkiego – mamy Internet i przeglądarkę Google.
Nie muszę być informatykiem. Wiele problemów z systemem operacyjnym mogę rozwiązać dzięki pomocy na forach tematycznych w sieci. Nie muszę być dietetykiem, czy studiować na AWF. Jak chcę sobie poprawić kondycję – w necie mogę znaleźć całe programy ćwiczeń i wiele porad jak dbać o swoje zdrowie. Jeśli na jakiejś stronie znajdę wyrazy takie jak pleonazm, paralaksa ruchowa czy Delta Diraca nie muszę ich rozumieć. Wystarczy wyszukać ich znaczenie w google (no może oprócz tego ostatniego).
Jeśli nie zafundujemy sobie konfliktu atomowego.
Jeśli wiedza będzie się wciąż rozrastać.
To pewnie będziemy się coraz bardziej uzależniać od takich dopalaczy pamięci jak sieć.
W końcu możemy stanąć przed wyborem – albo studiować przez 80 lat by nauczyć się podstaw swojego zawodu. Albo... wszczepić sobie do mózgu dysk twardy i łącze z internetem, by mieć nieprzerwany dostęp do wszystkich informacji potrzebnych do przeżycia w świecie przyszłości.
Pomyślcie tylko – macie w głowie urządzenie, w którym zapisane są wszystkie książki jakie dotąd powstały. Wszystkie dzieła literackie, rozprawy filozoficzne, książki o biologii, fizyce, geografii, psychologii, socjologii, informatyce, matematyce...
Urządzenie ma odpowiednie oprogramowanie – bardzo mocno podrasowane google, które pozwala wam z tej wiedzy efektywnie korzystać. Tak jakbyście to wszystko kiedyś przeczytali i znali na pamięć.
Pomyślcie ile korzyści przyniesie taki wynalazek.
Przy powszechnej edukacji erudycja całkowicie się zdewaluuje. Każdy będzie wszystko wiedział. Będzie się liczyło to jak osoba ze swojej wiedzy korzysta.
Sam proces uczenia będzie zupełnie odmienny. Żadnych książek. Żadnych egzaminów testowych. Tylko trening umiejętności praktycznych i rozwiązywania problemów.
Rozwój nauki albo dostanie wielkiego kopa do przodu – bo fizyk będzie mógł dodatkowo skojarzyć fakty z biologii i wymyślić coś nowego. Albo kompletnie się zatrzyma – bo artysta będzie tak przeładowany informacjami, że załamie ręce i stwierdzi, że nic nowego nie jest w stanie wymyślić.
Boję się wyobrażać sobie rynek pracy. Ile zawodów pójdzie w odstawkę gdy każdy będzie posiadał wszystkie informacje? Choć to też zależy od tego jak trudno będzie z danej wiedzy korzystać.
Nie wiem jak inni, ale ja dzięki studiom patrzę na świat zupełnie inaczej niż po liceum. Jak będzie postrzegał świat ktoś, kto zna wszystko co ludzie dotąd zdołali wymyślić? I jak będzie żyć społeczeństwo takich ktosiów? Czy będą siedzieć sobie w ogródku i rozmawiać o ewolucji pierwotniaków tak jak my rozmawiamy o filmie, który ostatnio obejrzeliśmy? Czy może wręcz przeciwnie – wszyscy pójdą na ryby i nikt nie będzie się przejmował ani wiedzą ani kulturą? No bo w końcu skoro to wszystko zostanie im dane, nie będą musieli się poświęcać by zdobyć wiedzę tak jak my, to czemu miałoby im na niej zależeć?
Wyobraźcie sobie, że każdy człowiek uważa się za najmądrzejszego na ziemi. I w pewnym sensie ma rację. I tysiące takich ludzi musi ze sobą wytrzymać w jednym mieście...
Dopiero wtedy świat się porządnie skomplikuje. Możemy się jednak pocieszać: przy okazji mogą wskrzesić mamuty.
Nasi (bardzo dużo pra)praprzodkowie mieli potrzebę znalezienia odpowiedzi na pytanie „co tu się wokół dzieje do cholery?” Zaczęli się rozglądać i zastanawiać.
Jeden z nich zobaczył mamuta. I pomyślał – rano jadłem mamuta. W południe jadłem mamuta. Wieczorem jadłem mamuta. Czuję się zdrowy i silny. „Chuda Stopa” przez długi czas nie jadł mamuta (właściwie to w ogóle głodował, ale nie komplikujmy) i zasnął na zawsze. To znaczy, że rano budzimy się dzięki mamutom. Może wszystko wokół – woda, pierzaste stwory, szablozębne zwierzaki, wszystko porusza się dzięki mamutom?
Nasz (dużo pra)praprzodek skoczył do góry krzycząc „WIEM!” i zaczął opowiadać wszystkim znajomym o tym, że wielki mamut stworzył świat i wszystko co nas otacza.
Tak powstały mity. Opowieści tłumaczące o co tu na ziemi chodzi. I prawie wszyscy byli szczęśliwi. Wiedzieli, że świat został stworzony przez mamuty i wszystko było jasne. W różnych grupach historyjki się zmieniały, ale ogólnie pustka w głowie była czymś wypełniona.
Lecz potem pojawili się tacy, którym mity nie wystarczały za odpowiedź. Zaczęli poszukiwać nowych wyjaśnień. Chcieli zrozumieć świat. Opisać go. Przy okazji wymyślali różne udogodnienia ułatwiające życie ich towarzyszom.
Działali przez tysiące lat. I tak nabroili, że dziś nikt nie rozumie otaczającej go rzeczywistości, a życie jest skomplikowane jak nigdy.
Dawniej wystarczyło umieć władać maczugą i wiedzieć, że mamut stworzył świat. I już znało się całą rzeczywistość ludzi.
Dziś trzeba poświęcić co najmniej pół życia by nauczyć się jako tako o małym wycinku tego co nas otacza. Nikt nie jest w stanie objąć tego wszystkiego, trzeba się specjalizować. Ciekawe czy już istnieją medycy, którzy zajmują się tylko leczeniem paznokcia z dużego palca lewej stopy?
Dawni ludzie byli w miarę samowystarczalni. To znaczy, też musieli trzymać się razem by przeżyć, ale większość rzeczy mogli zrobić samemu (przygotować broń, oprawić zwierzynę itd.).
Dzisiaj tych zadań jest tyle, że wydaje się, że każdy może ich wykonać coraz mniej (Nie można być jednocześnie: szewcem, cieślą, krawcem, rolnikiem, prawnikiem, fizykiem, hutnikiem, dentystą, inżynierem, kardiologiem, neurologiem, ortopedą, anestezjologiem, wymieniać dalej?).
Do pytań o sens istnienia dołączyły: „Dlaczego znów zawiesił mi się Windows?” „Na jakiej zasadzie działa ten opiekacz?” „Po co w tej ankiecie pytają mnie o ojca?” „Czemu ci ludzie śmieją się z tamtego opowiadania napisanego w XVI w. ?
Trzeba się coraz więcej uczyć – chociażby po to by dostać jakąś porządną pracę.
Ale spokojna nasza rozczochrana. Mądrzy ludzie znowu coś wymyślą by nam ułatwić życie. Już dziś nasza pamięć jest stuningowana przez komputery. Nie musimy się uczyć wszystkiego – mamy Internet i przeglądarkę Google.
Nie muszę być informatykiem. Wiele problemów z systemem operacyjnym mogę rozwiązać dzięki pomocy na forach tematycznych w sieci. Nie muszę być dietetykiem, czy studiować na AWF. Jak chcę sobie poprawić kondycję – w necie mogę znaleźć całe programy ćwiczeń i wiele porad jak dbać o swoje zdrowie. Jeśli na jakiejś stronie znajdę wyrazy takie jak pleonazm, paralaksa ruchowa czy Delta Diraca nie muszę ich rozumieć. Wystarczy wyszukać ich znaczenie w google (no może oprócz tego ostatniego).
Jeśli nie zafundujemy sobie konfliktu atomowego.
Jeśli wiedza będzie się wciąż rozrastać.
To pewnie będziemy się coraz bardziej uzależniać od takich dopalaczy pamięci jak sieć.
W końcu możemy stanąć przed wyborem – albo studiować przez 80 lat by nauczyć się podstaw swojego zawodu. Albo... wszczepić sobie do mózgu dysk twardy i łącze z internetem, by mieć nieprzerwany dostęp do wszystkich informacji potrzebnych do przeżycia w świecie przyszłości.
Pomyślcie tylko – macie w głowie urządzenie, w którym zapisane są wszystkie książki jakie dotąd powstały. Wszystkie dzieła literackie, rozprawy filozoficzne, książki o biologii, fizyce, geografii, psychologii, socjologii, informatyce, matematyce...
Urządzenie ma odpowiednie oprogramowanie – bardzo mocno podrasowane google, które pozwala wam z tej wiedzy efektywnie korzystać. Tak jakbyście to wszystko kiedyś przeczytali i znali na pamięć.
Pomyślcie ile korzyści przyniesie taki wynalazek.
Przy powszechnej edukacji erudycja całkowicie się zdewaluuje. Każdy będzie wszystko wiedział. Będzie się liczyło to jak osoba ze swojej wiedzy korzysta.
Sam proces uczenia będzie zupełnie odmienny. Żadnych książek. Żadnych egzaminów testowych. Tylko trening umiejętności praktycznych i rozwiązywania problemów.
Rozwój nauki albo dostanie wielkiego kopa do przodu – bo fizyk będzie mógł dodatkowo skojarzyć fakty z biologii i wymyślić coś nowego. Albo kompletnie się zatrzyma – bo artysta będzie tak przeładowany informacjami, że załamie ręce i stwierdzi, że nic nowego nie jest w stanie wymyślić.
Boję się wyobrażać sobie rynek pracy. Ile zawodów pójdzie w odstawkę gdy każdy będzie posiadał wszystkie informacje? Choć to też zależy od tego jak trudno będzie z danej wiedzy korzystać.
Nie wiem jak inni, ale ja dzięki studiom patrzę na świat zupełnie inaczej niż po liceum. Jak będzie postrzegał świat ktoś, kto zna wszystko co ludzie dotąd zdołali wymyślić? I jak będzie żyć społeczeństwo takich ktosiów? Czy będą siedzieć sobie w ogródku i rozmawiać o ewolucji pierwotniaków tak jak my rozmawiamy o filmie, który ostatnio obejrzeliśmy? Czy może wręcz przeciwnie – wszyscy pójdą na ryby i nikt nie będzie się przejmował ani wiedzą ani kulturą? No bo w końcu skoro to wszystko zostanie im dane, nie będą musieli się poświęcać by zdobyć wiedzę tak jak my, to czemu miałoby im na niej zależeć?
Wyobraźcie sobie, że każdy człowiek uważa się za najmądrzejszego na ziemi. I w pewnym sensie ma rację. I tysiące takich ludzi musi ze sobą wytrzymać w jednym mieście...
Dopiero wtedy świat się porządnie skomplikuje. Możemy się jednak pocieszać: przy okazji mogą wskrzesić mamuty.