[opowiadanie] Efekt cieplarniany
W działach: opowiadania | Odsłony: 85[Pomoc przy korekcie: Finka]
- Kochanie, szybko, pakuj rzeczy!
- Suriwie, co się stało?
- Chcą nas zostawić na śmierć! Musimy się przygotować do ewakuacji.
- Uspokój się. Kto chce zostawić, co się dzieje?
- Mówili o tym w laboratorium. Świat Ann umrze. To efekt cieplarniany.
- Nie przejmuj się, przecież mówią o nim cały czas i jakoś jeszcze nikt od tego nie umarł.
- Właśnie o to chodzi. Obliczyli, że nie da się tego powstrzymać. Nie da się przekonać całej populacji, by się temu przeciwstawiła na czas.
- Przesadzasz.
- To nasza natura. Jesteśmy stworzeni, by zdobywać i walczyć o więcej, by przeżyć. Umiarkowanie do niej nie należy.
- Kochanie, oni na pewno wymyślą jakiś sposób.
- Stworzyli specjalny statek, który ma opuścić nasz świat w poszukiwaniu nowego domu. Zabierze tylko wybrańców. Reszta zostanie tu na pewną śmierć.
- Co chcesz zrobić?
- Zdobyć miejsce na tym statku. Dla mnie, dla ciebie i dzieci.
Tego samego dnia w laboratorium odbyło się tajne spotkanie pracowników z przedstawicielem rządowym.
- Mam uwierzyć, że nasz świat jest skazany na zagładę?
- Tak, wasza urzędowość. Przez efekt cieplarniany.
Polityk zdawał się ważyć słowa.
- Przekażę tę wiadomość prezydentowi.
To mówiąc, pożegnał się z naukowcami. Gdy wyszedł z budynku, zatrzymał go Suriw.
- Wasza urzędowość, wasza urzędowość! Proszę poczekać!
- Uczony Suriw, czy wie pan coś więcej o tym projekcie?
- Tak. Ośmielam się zauważyć, że co najmniej połowa populacji na świecie uważa efekt cieplarniany za mit.
- Co pan chce przez to powiedzieć?
- Jeśli przyniesie pan wiadomość o końcu świata i panu uwierzą, wybuchnie panika. Jeśli nie uwierzą, co jest bardziej prawdopodobne, zostanie pan wyśmiany.
- Jak mówiłem, rozważymy to wszystko.
- Sugeruje, by pan nie przekazywał tej informacji. Zamiast tego proszę użyć swoich wpływów, by wspomóc finansowo nie projekt ewakuacyjny, a projekt podboju przestrzeni poza światem. Zasilając nas dotacją, proszę wspomnieć, bym to ja został szefem przedsięwzięcia. Załatwię miejsce na statku panu i pana bliskim.
Gdy Suriw wrócił do domu, nic nie wskazywało na nadchodzący koniec. Dzieci bawiły się w chowanego. Żona gotowała obiad. Może na dworze było trochę cieplej. Ale przecież to normalne, że temperatura się zmienia.
- Jest bardzo prawdopodobne, że będziemy mieli miejsce na statku.
- Suriw, ja nie chcę nigdzie lecieć.
- Aboroch, to jedyne wyjście!
- Skąd wiesz? W historii nauki było już wiele teorii, które się nie sprawdziły. Koniec nie jest pewny.
- Jestem uczonym. Wiem o czym mówię. Musimy się stąd wydostać.
- Nie. – Zaprzeczyła stanowczo. - Tu jest dom mój i moich dzieci.
Mijały dni. Suriw został szefem projektu podboju przestrzeni poza światem. Nie był jednak szczęśliwy. Od dłuższego czasu próbował przekonać Aboroch do ewakuacji. Wszyscy wiedzą, że ostatnie słowa w kłótni między mężem a żoną, należą do mężczyzny. Brzmią one „Masz rację kochanie”. Używał wszelkich argumentów, nic to jednak nie dawało. Aboroch nie wierzyła w efekt cieplarniany, a podróż uważała za zbyt niebezpieczną.
W końcu musieli odbyć ostateczną rozmowę.
- Pod koniec tygodnia statek odlatuje.
- Co zamierzasz?
- Kochanie, leć ze mną. Proszę.
Nastała chwila ciszy. Była ona, niczym co godzinę upływające sekundy, przed wydaniem wyroku w sprawie najwyższej wagi. Czy sąd uniewinni oskarżonego? Czy skaże na śmierć w gorącym piecu umierającego świata?
- Suriw, kocham cię, ale uważam, że póki jest nadzieja, należy tu zostać.
Był zrozpaczony. Wiedział, że jej nie przekona. Wiedział, że ona zginie. A jeśli tak, cała ewakuacja nie miała sensu. Wahał się tylko przez chwilę.
- W takim razie ja też nie polecę.
Suriw czuł dziwną mieszankę emocji. Strach przed tym co się wydarzy. Radość, że do końca swoich dni będzie z rodziną. I smutek, że nie udało mu się ich uratować.
- Jutro odwołam swój udział w wyprawie.
Nie dane mu było jednak tego zrobić. Gdy tylko zaczęła się następna doba, ogłoszono stan wyjątkowy. W tym dniu świat Ann został wypełniony toksycznymi, zabójczymi substancjami, które unosiły się wszędzie. Miliony osób umierało od zanieczyszczeń i trucizn. Brygady ratunkowe nie nadążały z wykonywaniem pracy. Wśród populacji wybuchła panika. Wszyscy byli przekonani, że oto nadszedł koniec, lecz nikt nie wiedział, co go spowodowało.
Widząc co się dzieje, Suriw, niemal siłą, zaciągnął żonę i dzieci do samochodu. Na ulicach panował kompletny chaos. Niektórzy starali się wydostać z miast. Nikt nie zważał na przepisy drogowe. Siły porządkowe nie radziły sobie z sytuacją. Poruszanie się w tych warunkach wyglądało jak gra w rugby, w której najważniejsze były zderzaki i karoseria.
W końcu dotarli do laboratorium.
- Co się dzieje? – krzyknął Suriw.
- Reakcja świata na efekt cieplarniany.
- Jak?! Przecież to powinno się rozwijać powoli!
- Nie wiemy.
- Natychmiast zawezwać wszystkich odpowiedzialnych za projekt ewakuacyjny! Startujemy dzisiaj!
- Uczony Suriwie, nie jesteśmy jeszcze gotowi!
- Dzisiaj, powiedziałem!
Wezwano pilotów. Wezwano osoby wybrane do ewakuacji. Zupełnie przypadkowo byli to uczeni z laboratorium i ich bliscy. I jeden polityk, który załatwił dotację. Problemem było to, że nikt nie chciał zostać w wieży kontroli lotów, by wspomagać start. Statek mógł wyruszyć bez tego, był stworzony do eksploracji niezamieszkanych terenów. Ale było to o wiele bardziej ryzykowne.
Suriw z rodziną byli bezradni. Gdy włączano silniki, po prostu trzymali się za ręce.
- Mamusiu dokąd lecimy?
- Na wycieczkę kochanie.
- A kiedy wrócimy? Jutro byłem umówiony z kolegą
Aboroch popatrzyła na Suriwa.
- Miejmy nadzieję, że wkrótce.
Odliczanie się zakończyło. Statek wystartował. Opuścił Ann i wyruszył na poszukiwanie innego świata. Tymczasem w pewnym szpitalu na Ziemi, w tym samym czasie, rozmawiało dwoje ludzi.
- Panie doktorze, co z Ann?
- Przykro mi. Jej stan jest poważny. Ma bardzo wysoką temperaturę. To bardzo groźna choroba i może być zaraźliwa. Podaliśmy antybiotyk, dziewczyna walczy. Musimy być dobrej myśli.